Podróż z Kanab do Las Vegas. Czyli z 1,5 tys. mnpm, poprzez niemal 3 tys. mnpm (4 stopnie i śnieg, dużo śniegu...) do 500 mnpm i 32 stopni Celsjusza. A wszystko w zaledwie kilka godzin... Naszym założeniem było znaleźć najbardziej kiczowaty hotel w LV i chyba się udało, wybraliśmy Excalibur. A samo miasto? A właściwie nawet nie miasto, bo to tylko jedna główna ulica - no cóż, ja bym dłużej niż jedną noc tam nie wytrzymał. Idealne miejsce na wieczory kawalerskie/panieńskie, wyjazdy integracyjne, itp. Czyli jedna wielka impreza. I morze alkoholu, sprzedawanego wszędzie, i który można pić też wszędzie i nikt nie robi z tego powodu żadnych problemów. Do tego wszechobecne, wielkie kasyna (ci ludzie, którzy tam siedzą do białego rana naprawdę mają obsesję na punkcie hazardu w każdej możliwej postaci). A przy okazji można wziąć ślub... Na lewo od Pizza Hut...
Główna ulica jest tak skonstruowana, że idąc nie da się nie ominąć kasyn i centrów handlowych. Wszystko po to, żeby turyści wydali jak najwięcej $$$. A jest ich tu naprawdę sporo. Zameldowani w gigantycznych hotelach, w których przy wejściu rozdają ich mapy, żeby się przypadkiem nie zgubić.
Ale muszę przyznać, że jest niezwykle czysto i spokojnie. Do tego wszechobecna muzyka - idąc główną ulicą w pewnym momencie złapałem się na tym, że muzyka 'podąża' za nami. Jak się okazało wszędzie w pięknie zadbanych trawnikach i klombach są poukrywane głośniki
tropikey napisał:
Nigdy bym się nie spodziewał, że Andy Warhol tak się dobrze zgra z Biedrą
:D Choć na gondoli wyglądałoby to jeszcze lepiej. Świetna relacja! Mogę zapytać (bo albo nie ma o tym mowy, albo ślepy już całkiem jestem), w jakim miesiącu tam byliście?
Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
Dziękuję. Kwiecień/Maj (dokładnie: 15/04 - 2/05)
Wysłane z mojego SM-G930F przy użyciu TapatalkaDZIEŃ 12
Wjeżdżamy z powrotem do Kalifornii i kierujemy się do Doliny Śmierci. Pierwszy przystanek na Death Valley Junction jest tak niesamowity, że do dzisiaj nie mogę uwierzyć. Posłużę się tu cytatem mojej żony z naszej strony na FB: "Amargosa Opera House, to chyba jedno z bardziej odjechanych miejsc, jakie widzieliśmy. Na kompletnym pustkowiu, niedaleko Doliny Śmierci w Death Valley Junction, gwiazda Broadwayu lat 60., Marta Becket, zamarzyła o własnej scenie operowej. Zostawiła Nowy Jork i w opuszczonych budynkach po dawnej społeczności pracującej w kopalniach otworzyła Teatr. Ponieważ liczba mieszkańców w tym czasie wynosiła 10 (dziś 6), nie miała za bardzo dla kogo występować... Namalowała wiec własnoręcznie na ścianach murale przedstawiające widownię i przez kolejne lata sama przygotowywała pełne spektakle z próbami, muzyką, scenografią i kostiumami dla nieistniejącej publiczności... Pewnego dnia podczas spektaklu przy pustej scenie została odkryta przez dziennikarza National Geographic, dzięki któremu zyskała ponownie światowy rozgłos. Zmarła w styczniu tego roku (kiedy tam byliśmy, był 2017) w wieku 92 lat. Ważne są marzenia, nie widownia." A samo miejsce jest tu, pośrodku niczego... https://goo.gl/maps/9MzEeoThrcE2
Kolejne przystanki to: Dante's View, Devils Golf Course no i Badwater... Badwater to najgorętsze miejsce nie tylko w Ameryce. W 1913 r. padł tu rekord temperatury +57,7 stopni Celsjusza i obowiązuje do dziś. Średnie temperatury w lecie to 46 stopni. Termometr w naszym samochodzie zanotował +44 stopnie (dzień wcześniej w Utah było +6...). Badwater to pozostałości słonego jeziora w Dolinie Śmierci, a parująca cały czas sól krystalizuje się na powierzchni tworząc rozległe białe przestrzenie albo fantazyjne kształty, jak w obszarze zwanym Devils Golf Course. Badwater to też najniżej położone miejsce w Ameryce północnej - znajduje się 85,5 m poniżej poziomu morza.
Ale o Badwater dowiedzieliśmy się po raz pierwszy czytając biografie Scotta Jurka, ultramaratończyka. Jest to bowiem miejsce najbardziej morderczego z ultramaratonów, 'Badwater 135' (mil). 217 km biegu zaczynającego się właśnie w dolinie na poziomie -85,5 i kończącego na znajdującym się w zasadzie tuż obok, bo 135 km w linii prostej, podnóżu szczytu Mt. Whitney na wysokości ok 2500 m (sam szczyt ma 4421 mnpm i jest najwyższym szczytem kontynentalnych USA). A biegają co roku. W lipcu…
Wieczorem dojeżdżamy do Bishop. Spotykamy ludzi wybierających się na deski/narty...
Nigdy bym się nie spodziewał, że Andy Warhol tak się dobrze zgra z Biedrą
:DChoć na gondoli wyglądałoby to jeszcze lepiej.Świetna relacja! Mogę zapytać (bo albo nie ma o tym mowy, albo ślepy już całkiem jestem), w jakim miesiącu tam byliście? Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
tropikey napisał:Nigdy bym się nie spodziewał, że Andy Warhol tak się dobrze zgra z Biedrą
:DChoć na gondoli wyglądałoby to jeszcze lepiej.Świetna relacja! Mogę zapytać (bo albo nie ma o tym mowy, albo ślepy już całkiem jestem), w jakim miesiącu tam byliście? Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu TapatalkaDziękuję.Kwiecień/Maj (dokładnie: 15/04 - 2/05) Wysłane z mojego SM-G930F przy użyciu Tapatalka
Fenomenalne zdjęcia
:) Super, że zeszliście w dół Canyon de Chelly, i że w ogóle tam byliście - to miejsce, tak jak i Twoja relacja, zasługuje na większy rozgłos. Fotki z White Pocket, również są bardzo wartościowe.
Godlik napisał:PS. Długo nie wytrzymaliśmy i już po kilkunastu miesiącach wróciliśmy do USA. Tym razem od Florydy, poprzez Luizjanę, Missisipi, Tennessee, Kentucky, Indianę, do Illinois. Chyba trzeba to spisać
:)Dokładnie tak, pisz! Będziemy czekać
:)
Bardzo fajna, przystępna relacja
:), a przede wszystkim piękne zdjęcia
:)!!! No i dodatkowo odwiedziliście kolejne, nowe miejsca, w których nie wszyscy byli! Czekamy na kolejną relację ze środka USA
:)
DZIEŃ 11
Podróż z Kanab do Las Vegas. Czyli z 1,5 tys. mnpm, poprzez niemal 3 tys. mnpm (4 stopnie i śnieg, dużo śniegu...) do 500 mnpm i 32 stopni Celsjusza. A wszystko w zaledwie kilka godzin...
Naszym założeniem było znaleźć najbardziej kiczowaty hotel w LV i chyba się udało, wybraliśmy Excalibur. A samo miasto? A właściwie nawet nie miasto, bo to tylko jedna główna ulica - no cóż, ja bym dłużej niż jedną noc tam nie wytrzymał. Idealne miejsce na wieczory kawalerskie/panieńskie, wyjazdy integracyjne, itp. Czyli jedna wielka impreza. I morze alkoholu, sprzedawanego wszędzie, i który można pić też wszędzie i nikt nie robi z tego powodu żadnych problemów. Do tego wszechobecne, wielkie kasyna (ci ludzie, którzy tam siedzą do białego rana naprawdę mają obsesję na punkcie hazardu w każdej możliwej postaci). A przy okazji można wziąć ślub... Na lewo od Pizza Hut...
Główna ulica jest tak skonstruowana, że idąc nie da się nie ominąć kasyn i centrów handlowych. Wszystko po to, żeby turyści wydali jak najwięcej $$$. A jest ich tu naprawdę sporo. Zameldowani w gigantycznych hotelach, w których przy wejściu rozdają ich mapy, żeby się przypadkiem nie zgubić.
Ale muszę przyznać, że jest niezwykle czysto i spokojnie. Do tego wszechobecna muzyka - idąc główną ulicą w pewnym momencie złapałem się na tym, że muzyka 'podąża' za nami. Jak się okazało wszędzie w pięknie zadbanych trawnikach i klombach są poukrywane głośniki
Choć na gondoli wyglądałoby to jeszcze lepiej.
Świetna relacja! Mogę zapytać (bo albo nie ma o tym mowy, albo ślepy już całkiem jestem), w jakim miesiącu tam byliście?
Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
Kwiecień/Maj (dokładnie: 15/04 - 2/05)
Wysłane z mojego SM-G930F przy użyciu TapatalkaDZIEŃ 12
Wjeżdżamy z powrotem do Kalifornii i kierujemy się do Doliny Śmierci. Pierwszy przystanek na Death Valley Junction jest tak niesamowity, że do dzisiaj nie mogę uwierzyć. Posłużę się tu cytatem mojej żony z naszej strony na FB:
"Amargosa Opera House, to chyba jedno z bardziej odjechanych miejsc, jakie widzieliśmy. Na kompletnym pustkowiu, niedaleko Doliny Śmierci w Death Valley Junction, gwiazda Broadwayu lat 60., Marta Becket, zamarzyła o własnej scenie operowej. Zostawiła Nowy Jork i w opuszczonych budynkach po dawnej społeczności pracującej w kopalniach otworzyła Teatr. Ponieważ liczba mieszkańców w tym czasie wynosiła 10 (dziś 6), nie miała za bardzo dla kogo występować... Namalowała wiec własnoręcznie na ścianach murale przedstawiające widownię i przez kolejne lata sama przygotowywała pełne spektakle z próbami, muzyką, scenografią i kostiumami dla nieistniejącej publiczności...
Pewnego dnia podczas spektaklu przy pustej scenie została odkryta przez dziennikarza National Geographic, dzięki któremu zyskała ponownie światowy rozgłos.
Zmarła w styczniu tego roku (kiedy tam byliśmy, był 2017) w wieku 92 lat. Ważne są marzenia, nie widownia."
A samo miejsce jest tu, pośrodku niczego...
https://goo.gl/maps/9MzEeoThrcE2
Kolejne przystanki to: Dante's View, Devils Golf Course no i Badwater...
Badwater to najgorętsze miejsce nie tylko w Ameryce. W 1913 r. padł tu rekord temperatury +57,7 stopni Celsjusza i obowiązuje do dziś. Średnie temperatury w lecie to 46 stopni. Termometr w naszym samochodzie zanotował +44 stopnie (dzień wcześniej w Utah było +6...). Badwater to pozostałości słonego jeziora w Dolinie Śmierci, a parująca cały czas sól krystalizuje się na powierzchni tworząc rozległe białe przestrzenie albo fantazyjne kształty, jak w obszarze zwanym Devils Golf Course. Badwater to też najniżej położone miejsce w Ameryce północnej - znajduje się 85,5 m poniżej poziomu morza.
Ale o Badwater dowiedzieliśmy się po raz pierwszy czytając biografie Scotta Jurka, ultramaratończyka. Jest to bowiem miejsce najbardziej morderczego z ultramaratonów, 'Badwater 135' (mil). 217 km biegu zaczynającego się właśnie w dolinie na poziomie -85,5 i kończącego na znajdującym się w zasadzie tuż obok, bo 135 km w linii prostej, podnóżu szczytu Mt. Whitney na wysokości ok 2500 m (sam szczyt ma 4421 mnpm i jest najwyższym szczytem kontynentalnych USA). A biegają co roku. W lipcu…
Wieczorem dojeżdżamy do Bishop. Spotykamy ludzi wybierających się na deski/narty...